Zapisy na kurs kajakarstwa WAKK Habazie 2024 rozpoczną się 30 stycznia 2024 r.
Link do zapisów pojawi się o godz. 17!
W razie pytań zapraszamy do kontaktu: szkoleniowiec2023@gmail.com
Tegoroczny kurs poprowadzi Piotr „Wally” Grześkowiak.
Zapisy na kurs kajakarstwa WAKK Habazie 2024 rozpoczną się 30 stycznia 2024 r.
Link do zapisów pojawi się o godz. 17!
W razie pytań zapraszamy do kontaktu: szkoleniowiec2023@gmail.com
Tegoroczny kurs poprowadzi Piotr „Wally” Grześkowiak.
Piątek, godzina 16. Tfu! Środa, ale czuję się jakby to był piątek. Całe Jerozolimskie stoją, a ja odliczam
minuty do wylotu z pracowni. Kilka minut upłynęło trochę szybciej i "w temacie", bo wpadł Żaba więc
sprawdziliśmy pegle (wodowskazy) w Słowenii i newsy nt. niebezpieczeństw w rzekach które planujemy
pływać.
Tak, "w końcu" trzeba się wziąć za siebie i sprawdzić jakie warunki na nas czekają, co i gdzie można
pływać. Za kilkanaście godzin razem z resztą kursantów awansujemy z ziemniaków do stopnia
prowadzących grupę. A to poważna i odpowiedzialna fucha. Już niedługo rozpocznie się szkolenie
z organizacji i prowadzenia spływów na rzekach górskich.
[16 godzin później]
Wpadamy na kemping, większość ekipy już jest. Szybki sen, śniadanie przygotowane przez kadrę i czas
zdecydować, który odcinek wybieramy na rozpływanie. Po dłuższym zastanowieniu jedziemy do zejścia
Srepnica 1 aby popłynąć Soczą do Trnovo 1.
Okolica żyje z turystyki, a kajaki i rafty są bardzo popularne, dlatego zejścia nad rzekę są bardzo dobrze
oznakowane. Po rozwiezieniu samochodów i odprawie, podziale na grupy i ustaleniu szyku w grupach
(oczywiście wszystko poza odprawą spoczęło na barkach kursantów), schodzimy na wodę. Pierwsza część
łatwa z momentami, więc dla przypomnienia staramy się łapać wszystkie możliwe cofki. Jest średni
poziom wody, wiec płynie się dość sprawnie. Ale spokój jest pozorny, przed nami druga cześć z "wisienką
na torcie" w postaci syfonu znanego z YouTube. Wśród kursantów widać stresik. Dopływamy do zejścia
Srepnica 2. Teraz zaczyna się ciekawszy odcinek, z miejscami WWIII. Umawiamy się, że każda grupa
poczeka przed syfonem na następną i dopiero spłynie dalej. Jak powiedzieli, tak zrobili – wszyscy
spokojnie spływamy to miejsce lewą stroną. Jeszcze kilkaset metrów i koniec odcinka.
Wracamy do bazy, wachta zabiera się za przygotowanie obiadu a cała reszta biegnie jeszcze chwilę
popływać na tzw. torze przy ujściu Korytnicy do Soczy.
Po obiedzie Guliwer (kierowniczka szkolenia) robi odprawę, na której dzieli się z nami spostrzeżeniami
kadry co zmienić lub co poprawić. Będzie o czym myśleć jutro na wodzie. Później Dempsej robi wykład o
tym jak i gdzie szukać informacji dotyczących rzek, na których planujemy pływać.
Drugiego dnia na pierwszy ogień wybraliśmy Korytnicę (stan niski-średni). Zaraz za zejściem na wodę
zaczyna się najciekawszy odcinek ze sporą ilością głazów i kanionem. Wejście do kanionu dość
wymagające, ale w samym kanionie też trzeba się pilnować bo nurt w nim wcale nie jest taki oczywisty.
To zaowocowało dwiema kabinami. Dzięki temu mieliśmy dodatkowe ćwiczenia praktyczne z
ratownictwa, czyli rzutka i łapanie kajaka. Daga prawie zorganizowała ćwiczenia z technik linowych
zostawiając swój kajak zaklinowany w poprzek kanionu, ale spłynął dalej zanim udało się do niego zejść.
Gdyby nie pływanie "na znaki", ktoś mógłby zdążyć wpaść na ten kajak.
Dalej bez większych przygód. Poza oglądaniem jeszcze jednego progu, który okazał się z brzegu
mniejszym niż z wody, pozostało nam głównie ćwiczenie techniki i pływania w szyku.
Drugim odcinkiem tego dnia była górna Soca czyli Bunkerij – Sotocje. Podobnie jak Kortynica rozpoczyna
się dużą kataraktą, i również tu grupy starały się czekać na siebie nawzajem i asekurować. Tym razem w
ramach ćwiczeń dodatkowych było przeciąganie kajaka na drugi brzeg. Celny rzut rzutką, przypięcie
kajaka karabinkiem, wypchnięcie jak najwyżej w górę rzeki i za chwilę był na drugim brzegu. Cała akcja
nie zajęła minuty. W drogę!
Zatrzymujemy się na ostatniej prostej przed kanionem, miejscem na które chyba wszyscy czekali.
Wysiadamy je obejrzeć z brzegu. Pierwsza rzecz jaka rzuca nam się w oczy to woda przelewająca się przez
kamienie w wejściu do kanionu. Pamiętając relację filmową z poprzedniego roku, na której były one
odkryte, część ekipy oddycha spokojniej a część kręci nosem, że będzie łatwiej. Zaraz to sprawdzimy…
Szybkie opracowanie toru płynięcia i po kolei, na znaki, ruszamy. Kilka eskimosek później wszyscy są na
drugim końcu kanionu. Dalsza część rzeki jest już spokojniejsza, ale trzeba się mieć na baczności.
Szczególnie jak się wybiera drogę płynięcia jak ja, po kamieniach. Chwilę po trafieniu na tego jedynego
(jedynego w nurcie, hue hue) mogę sobie zapisać pierwszy punkt w wywrotolotku.
Wieczorem tradycyjnie odprawa oraz szkolenie z technik linowych przeprowadzone przez Żabę. Od teraz
wiemy jak asekurować innych, wyciągać zaklinowany kajak i ew. pomóc Monice zejść na ziemię 😉
Trzeciego dnia wchodzimy na trochę głębszą wodę. Choć planowany odcinek już znamy (Srepnica 2 –
Trnovo 1) to kadra nie będzie z nami pływać. Wieczorem na górnej Socy będą tylko niezależnymi
obserwatorami. Na początku lekko zaskoczeni tą sytuacją ustalamy plan działania. Bez zbędnych
niesnasek (niezbędne oczywiście muszą być!) dzielimy grupy, Maciek z Grześkiem rozwożą auta i wracają
stopem i schodzimy na wodę. O syfonie myślimy już zacznie mniej niż za pierwszym razem. Natomiast
nieco niższy stan wody powoduje, że w kliku miejscach zrobiło się nieco trudniej. Szczególnie na
początku, gdzie na odcinku 200 m Ania zalicza dwie eskimoski. Dalej było bez większych przygód.
Podobnie po południu na Socy. Przed kanionem wysiedliśmy tylko na chwilę na wszelki wypadek.
Asekuracja z brzegu niewiele w tym miejscu pomoże, a jaką drogę płynięcia przyjąć już mniej więcej
wiedzieliśmy. Na sam koniec pływania przy kempingu mieliśmy zajęcia z ratownictwa. Każdy holował
człowieka po kabinie i był holowany. Drugim ćwiczeniem było spychanie płynącego kajaka do cofki.
Po obiedzie i odprawie zamiast wykładu była wideoanaliza. Z licznych nagrań zostały wybrane momenty
do omówienia techniki i popełnianych błędów. Każdy z kursantów i waletów dostał informacje na swój
temat.
W niedzielę, na zakończenie popłynęliśmy Korytnicę. Tego dnia kadra też nas tylko obserwowała. Bez
większych przygód dotarliśmy na kemping. Szybkie pakowanie, odprawa na zakończenie, lody na otarcie
łez i w drogę. Tak, trzeba wracać.
[18 godzin później]
Poniedziałek 7 rano…
Udział wzięli:
Kursanci: Ania, Daga, Kasia J, Monika, Grzesiek, Tomek, Maciek, Zoha
Waleci: Aneczka, Darecki, Krzychu
Kadra: Guliwer, Rurka, Dempsej, Łukasz W, Żaba
Podium wywrotolotka:
1. Monika: 7,75 pkt.
2. Kasia: 6 pkt.
3. Szafran: 4,25 pkt.
Relacja autorstwa Zohy
[FAG id=1604]
Składniki:
Habagrzanki
Kajaki
Jedzonko
Przyjemności
Trochę planu
Wykonanie : Na oko
Pomysł na babski wyjazd kajakowy dojrzewał w naszych głowach długo, ale ostatecznie do jego realizacji przystąpiłyśmy bardzo spontanicznie i błyskawicznie, wymieniając przy tej okazji jedyne 100 e-maili. Kolejne 100 wciąż się pisze. Planowanie wyjazdu przebiegało w oparach nieświadomego zachwytu, a każdemu nietypowemu pomysłowi towarzyszyła fala dziewczęcych pisków i euforii. Chciałyśmy żeby było przyjemnie, nawet kosztem powiększenia gabarytów bagażu. Nie mogłyśmy przecież nie zabrać spieniaczki do mleka, czy kieliszków do wina.
Założenia były proste i dla każdej oczywiste. Jedziemy do Austrii, gotujemy pyszności, mamy czas na wszelkie przyjemności, no i oczywiście pływamy. Realizacja planu wydawała się banalna. Jednakże los bardzo szybko zaczął weryfikować naszą zaradność, przepalając żarówkę H7 w Żabowozie, czy zmuszając do stawienia czoła trojańskim fortelom. I choć bardzo chętnych do pomocy nie brakowało, z każdym utrudnieniem poradziłyśmy sobie same, będąc wierne wyjazdowej zasadzie „testosteron free”.
Oczywiście nie chodziło o udowadnianie czegokolwiek – po prostu wiedziałyśmy, że damy sobie radę i postawiłyśmy na wzajemne zrozumienie. Priorytetów, które na pewno nie przeszłyby w koedukacyjnym składzie, w naszej uroczej grupie nie trzeba było ustalać – jedzonko i przyjemności first.
Utwierdziłyśmy się też w przekonaniu, że jedzonko i kajaki, stanowią duet doskonały. Toast arbuzowym ponczem nad Lammer’em, śniadanie z placuszkami owsianymi przystrojonymi malinowym dżemem, nutellą i masłem orzechowym nad Lieser’em, a na deser po Defereggenbach’u, serowe oponki.
Ukoronowaniem wyjazdu był dla nas nocleg u brzegu jeziora Hallstatt, pod magicznie rozgwieżdżonym niebem i obserwowanie z kieliszkiem w ręku deszczu Perseidów. Oby wszystkie marzenia się spełniły! Jedno już na pewno za nami 🙂
Zachwyt poprzedzający wyjazd nie był na wyrost – wszystko wyszło cudownie, pysznie, a każda na bieżąco potwierdzała, że czuje się szczęśliwa. Zdobyte podczas kabin i akcji ratunkowych siniaki warte są tego sportu.
Nasz przepis sprawdził się idealnie, a co najważniejsze, mamy apetyt na więcej!
[FAG id=802]
[FAG id=767]
Już niebawem ruszamy z kursem kajakarstwa górskiego i nizinnego.
Spotkanie informacyjne na temat kursu kajakarstwa nizinnego i górskiego 2017 odbędzie się już jutro, 23 stycznia 2017 o godzinie 19:00 w Gmachu Elektrotechniki (Wydziału Elektrycznego) Politechniki Warszawskiej (ul. Koszykowa 75) w sali 105.
A na kurs zaprasza także portal PolibudaInfo: poczytajcie o tym, ze warto przeżyć „Całe życie na przechyle” i zamienić tradycyjne wakacje na takie…
[FAG id=700]
albo takie…
[FAG id=701]
© 2024 Habazie
Theme by Anders Noren — Up ↑