Warszawski Akademicki Klub Kajakowy

Category: Bez kategorii

Czechy w Tropikach 2018 – oczyma kursanta

Piątek, godzina 16. Tfu! Środa, ale czuję się jakby to był piątek. Całe Jerozolimskie stoją, a ja odliczam
minuty do wylotu z pracowni. Kilka minut upłynęło trochę szybciej i "w temacie", bo wpadł Żaba więc
sprawdziliśmy pegle (wodowskazy) w Słowenii i newsy nt. niebezpieczeństw w rzekach które planujemy
pływać.
Tak, "w końcu" trzeba się wziąć za siebie i sprawdzić jakie warunki na nas czekają, co i gdzie można
pływać. Za kilkanaście godzin razem z resztą kursantów awansujemy z ziemniaków do stopnia
prowadzących grupę. A to poważna i odpowiedzialna fucha. Już niedługo rozpocznie się szkolenie
z organizacji i prowadzenia spływów na rzekach górskich.
[16 godzin później]
Wpadamy na kemping, większość ekipy już jest. Szybki sen, śniadanie przygotowane przez kadrę i czas
zdecydować, który odcinek wybieramy na rozpływanie. Po dłuższym zastanowieniu jedziemy do zejścia
Srepnica 1 aby popłynąć Soczą do Trnovo 1.
Okolica żyje z turystyki, a kajaki i rafty są bardzo popularne, dlatego zejścia nad rzekę są bardzo dobrze
oznakowane. Po rozwiezieniu samochodów i odprawie, podziale na grupy i ustaleniu szyku w grupach
(oczywiście wszystko poza odprawą spoczęło na barkach kursantów), schodzimy na wodę. Pierwsza część
łatwa z momentami, więc dla przypomnienia staramy się łapać wszystkie możliwe cofki. Jest średni
poziom wody, wiec płynie się dość sprawnie. Ale spokój jest pozorny, przed nami druga cześć z "wisienką
na torcie" w postaci syfonu znanego z YouTube. Wśród kursantów widać stresik. Dopływamy do zejścia
Srepnica 2. Teraz zaczyna się ciekawszy odcinek, z miejscami WWIII. Umawiamy się, że każda grupa
poczeka przed syfonem na następną i dopiero spłynie dalej. Jak powiedzieli, tak zrobili – wszyscy
spokojnie spływamy to miejsce lewą stroną. Jeszcze kilkaset metrów i koniec odcinka.
Wracamy do bazy, wachta zabiera się za przygotowanie obiadu a cała reszta biegnie jeszcze chwilę
popływać na tzw. torze przy ujściu Korytnicy do Soczy.
Po obiedzie Guliwer (kierowniczka szkolenia) robi odprawę, na której dzieli się z nami spostrzeżeniami
kadry co zmienić lub co poprawić. Będzie o czym myśleć jutro na wodzie. Później Dempsej robi wykład o
tym jak i gdzie szukać informacji dotyczących rzek, na których planujemy pływać.

Drugiego dnia na pierwszy ogień wybraliśmy Korytnicę (stan niski-średni). Zaraz za zejściem na wodę
zaczyna się najciekawszy odcinek ze sporą ilością głazów i kanionem. Wejście do kanionu dość
wymagające, ale w samym kanionie też trzeba się pilnować bo nurt w nim wcale nie jest taki oczywisty.
To zaowocowało dwiema kabinami. Dzięki temu mieliśmy dodatkowe ćwiczenia praktyczne z
ratownictwa, czyli rzutka i łapanie kajaka. Daga prawie zorganizowała ćwiczenia z technik linowych
zostawiając swój kajak zaklinowany w poprzek kanionu, ale spłynął dalej zanim udało się do niego zejść.
Gdyby nie pływanie "na znaki", ktoś mógłby zdążyć wpaść na ten kajak.
Dalej bez większych przygód. Poza oglądaniem jeszcze jednego progu, który okazał się z brzegu
mniejszym niż z wody, pozostało nam głównie ćwiczenie techniki i pływania w szyku.

Drugim odcinkiem tego dnia była górna Soca czyli Bunkerij – Sotocje. Podobnie jak Kortynica rozpoczyna
się dużą kataraktą, i również tu grupy starały się czekać na siebie nawzajem i asekurować. Tym razem w
ramach ćwiczeń dodatkowych było przeciąganie kajaka na drugi brzeg. Celny rzut rzutką, przypięcie
kajaka karabinkiem, wypchnięcie jak najwyżej w górę rzeki i za chwilę był na drugim brzegu. Cała akcja
nie zajęła minuty. W drogę!
Zatrzymujemy się na ostatniej prostej przed kanionem, miejscem na które chyba wszyscy czekali.
Wysiadamy je obejrzeć z brzegu. Pierwsza rzecz jaka rzuca nam się w oczy to woda przelewająca się przez

kamienie w wejściu do kanionu. Pamiętając relację filmową z poprzedniego roku, na której były one
odkryte, część ekipy oddycha spokojniej a część kręci nosem, że będzie łatwiej. Zaraz to sprawdzimy…
Szybkie opracowanie toru płynięcia i po kolei, na znaki, ruszamy. Kilka eskimosek później wszyscy są na
drugim końcu kanionu. Dalsza część rzeki jest już spokojniejsza, ale trzeba się mieć na baczności.
Szczególnie jak się wybiera drogę płynięcia jak ja, po kamieniach. Chwilę po trafieniu na tego jedynego
(jedynego w nurcie, hue hue) mogę sobie zapisać pierwszy punkt w wywrotolotku.
Wieczorem tradycyjnie odprawa oraz szkolenie z technik linowych przeprowadzone przez Żabę. Od teraz
wiemy jak asekurować innych, wyciągać zaklinowany kajak i ew. pomóc Monice zejść na ziemię 😉

Trzeciego dnia wchodzimy na trochę głębszą wodę. Choć planowany odcinek już znamy (Srepnica 2 –
Trnovo 1) to kadra nie będzie z nami pływać. Wieczorem na górnej Socy będą tylko niezależnymi
obserwatorami. Na początku lekko zaskoczeni tą sytuacją ustalamy plan działania. Bez zbędnych
niesnasek (niezbędne oczywiście muszą być!) dzielimy grupy, Maciek z Grześkiem rozwożą auta i wracają
stopem i schodzimy na wodę. O syfonie myślimy już zacznie mniej niż za pierwszym razem. Natomiast
nieco niższy stan wody powoduje, że w kliku miejscach zrobiło się nieco trudniej. Szczególnie na
początku, gdzie na odcinku 200 m Ania zalicza dwie eskimoski. Dalej było bez większych przygód.
Podobnie po południu na Socy. Przed kanionem wysiedliśmy tylko na chwilę na wszelki wypadek.
Asekuracja z brzegu niewiele w tym miejscu pomoże, a jaką drogę płynięcia przyjąć już mniej więcej
wiedzieliśmy. Na sam koniec pływania przy kempingu mieliśmy zajęcia z ratownictwa. Każdy holował
człowieka po kabinie i był holowany. Drugim ćwiczeniem było spychanie płynącego kajaka do cofki.
Po obiedzie i odprawie zamiast wykładu była wideoanaliza. Z licznych nagrań zostały wybrane momenty
do omówienia techniki i popełnianych błędów. Każdy z kursantów i waletów dostał informacje na swój
temat.
W niedzielę, na zakończenie popłynęliśmy Korytnicę. Tego dnia kadra też nas tylko obserwowała. Bez
większych przygód dotarliśmy na kemping. Szybkie pakowanie, odprawa na zakończenie, lody na otarcie
łez i w drogę. Tak, trzeba wracać.
[18 godzin później]
Poniedziałek 7 rano…

Udział wzięli:
Kursanci: Ania, Daga, Kasia J, Monika, Grzesiek, Tomek, Maciek, Zoha
Waleci: Aneczka, Darecki, Krzychu
Kadra: Guliwer, Rurka, Dempsej, Łukasz W, Żaba

Podium wywrotolotka:
1. Monika: 7,75 pkt.
2. Kasia: 6 pkt.
3. Szafran: 4,25 pkt.

Relacja autorstwa Zohy

Sylwester na Wiśle

W ramach trwającej kolejnej edycji Akcji Zima, 31 grudnia wyruszyliśmy przywitać nadchodzący Rok Wisły.

Po godzinie dziewiątej wystartowaliśmy bezpośrednio spod naszej nowej bazy sprzętowej położonej na terenie Harcerskiego Ośrodka Wodnego na Cyplu Czerniakowskim. Sylwestrowy spływ był dla nas również okazją przetestowania nowych, klubowych kajaków morskich. Poranek przywitał nas jasnym słońcem i błękitnym niebem oraz rześką temperaturą powietrza (odczuwalne -7,8°C). Długie dzioby słonowodnych krążowników z trzaskiem przebiły cienką taflę lodu, która zdążyła pokryć Port Czerniakowski i po przejściu śluzy skierowały się w górę rzeki. Każdy wiosłował we własnym tempie, w zależności od chęci, umiejętności, przedsylwestrowego nastroju a także planów na wieczór. Wisła jak zwykle okazała się rzeką nie tylko malowniczą, ale również ciekawą, z licznymi cofkami oraz miejscami o przyspieszonym nurcie. Sprawne wiosłowanie pod prąd wymaga tam więc nie tylko dobrej kondycji, ale również doświadczenia oraz umiejętności czytania wody. O szczególnej dacie spływu przypominały nam natomiast dobrze słyszalne od strony lewego brzegu próby noworocznych koncertów plenerowych, których dźwięki odbijały się  od betonowych konstrukcji mijanych kolejno mostu Łazienkowskiego, Grubej Kaśki oraz mostu Siekierkowskiego. W drodze powrotnej dodatkową przeszkodą okazał się wiatr z kierunku północnego, który hamował kajaki i zmuszając do intensywniejszej pracy wiosłami. Około południa wszyscy uczestnicy zawinęli z powrotem do macierzystego portu. Większość z nas przepłynęła w sumie około 11,5 km. Wyjątkiem był Groszek, któremu szampański, sylwestrowy nastrój udzielił się tak mocno, że pokonał prawie dwukrotnie dłuższą trasę.

Nie pozostaje nam więc nic innego jak życzyć sobie i Wam podobnego zapału podczas trwającego sezonu zimowego oraz wytrwałości przy zbieraniu kolejnych punktów Akcji Zima w 2017 roku.

Karol Bronicki


Data: 31.12.2016
Rzeka: Wisła (z HOW do HOW)
Temperatura odczuwalna: -7,8 stC
Punkty Akcji Zima: 9,8
Uczestnicy: Karol BeEr, Szop, Staszek, Konrad

© 2024 Habazie

Theme by Anders NorenUp ↑